czwartek, 4 kwietnia 2013

Kandydat do najgorszej książki roku 2013: „Kto wiatr sieje” Virginia Cleo Andrews



Czwarta część sagi o Dollangangerach w niczym nie przypomina tak lubianych i zachwalanych przez czytelników „Kwiatów na poddaszu”. Historia kazirodczej miłości Cathy i Chrisa już dawno straciła cały urok. Kolejne części czytało się jednak z mniejszą lub większą przyjemnością, bo fabuła była sprawnie poprowadzona i wciąż potrafiła zaciekawić. Inaczej rzecz się w przypadku powieści „Kto wiatr sieje”, która wydaje mi się być napisana na siłę, po to jedynie, by nie zostawić sagi niedokończonej.

Akcja książki rozpoczyna się kilkanaście lat po wydarzeniach, opisanych w poprzednim tomie. Cathy i Chris są już po pięćdziesiątce, a ich dzieci dorosły i próbują poukładać sobie życie. Jory jest tancerzem, żonatym z śliczną Melody, Bart po skończeniu z wyróżnieniem Harvardu poświęca się przywróceniu świetności Foxworth Hall, a Cindy jest trzpiotowatą szesnastolatką, poznająca smak pierwszej miłości i seksu. Szczęście rodziny jest jednak tylko pozorne. Bart nadal ma problemy psychiczne i popada w coraz większy fanatyzm religijny, który wzmaga jeszcze pojawienie się wuja Joela, cudownie ocalałego brata Corrine. 

W „Kto wiatr sieje” autorka znowu oddała głos Cathy, czyniąc narratorką właśnie ją. Myślę, że powieść byłaby o wiele ciekawsza, gdybyśmy historię poznawali oczami Barta. Koniec końców to on jest najbardziej interesująca postacią tej części, w której głowie musiało się dziać wiele zastanawiających rzeczy. Prowadząc narrację z perspektywy Cathy, autorka poszła na łatwiznę i ograniczyła się do przedstawiania kolejnych absurdalnych zdarzeń, pomijając ich aspekt psychologiczny. Ponadto bohaterowie stali się przewidywalni i jednowymiarowi, nie zaskakując kompletnie niczym. Czytelnik z góry wie, czego może się spodziewać po poszczególnych osobach, i tak np. Jory jest na wskroś dobry i nie ma złych cech charakteru, a Bart z rozmysłem krzywdzi bliskich. Zrozumienie motywów działań postaci jest praktycznie niemożliwe. Nie wiem, jak Chris i Cathy mogli tak długo zostać w Foxworth Hall, ani czemu nie zrobili czegoś, by przeciwdziałać kolejnym nieszczęściom… Byli bierni niczym drezdeńskie lalki, dziwnie spokojnie, przyjmując kolejne ciosy losu.

Książka obfituje także w zdarzenia absurdalne, a patologia w rodzinie Dollangangerów jest na porządku dziennym i nikt się nią zbytnio nie przejmuje. Jedyną kwestią godną uwagi, jaką podejmuje Virginia Andrews, jest fanatyzm religijny. Niestety autorka potraktowała to zagadnienie dość powierzchownie, zagłębiając się za to w opisy kolejnych niedorzecznych i wydumanych wydarzeń z życia mieszkańców Foxworth Hall. Sama akcja ciągnie się niemiłosiernie, jest niekonsekwentna, nielogiczna i po prostu nudna. Niestety czuć, że „Kto wiatr sieje” to książka, napisana na siłę…

Cieszę się, że to już koniec sagi o Dollangangerach, bo naprawdę nie jest dobrze. Zastanawiam się, po co powstawały kolejne tomy, skoro ewidentnie widać, że autorce brak pomysłów? Oczywiście powiecie, że z chęci zysku, ale czy to wystarczający powód, by niszczyć drzewa na rzecz takiego zbioru bzdet? Z pewnością znajdą się jednak osoby, którym wszystkie części bardzo się podobały i chcę wierzyć, że to dla nich, Virginia Andrews kontynuowała sagę. Moja ocena tej książki może być jednak tylko jedna: poniżej krytyki.

Ocena: 1/10.

Czytaj też recenzje:

23 komentarze:

  1. Ocena miażdżącą ;) Nie trzymałam w ręku żadnej książki z tej serii. Po Twojej recenzji raczej mnie nie ciągnie do jej przeczytania. Chyba, że kiedyś złapię pierwszy tom, choć nie wiem czy zapoznanie się tylko z nim miałoby sens ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie ma to sensu, zwłaszcza jeśli jesteś takim typem jak ja - tzn. nie potrafisz przerwać czytania serii lub nudnej książki, bo po prostu musisz.

      Usuń
    2. Tak podejrzewałam. Raczej kończę nawet nudne książki, chyba, że jest naprawdę tragicznie. Bo w sumie trudno być do końca pewnym, jak ocenić powieść, skoro się jej nie skończyło.

      Usuń
  2. Dałam radę przebrnąć tylko przez "Kwiaty na poddaszu" i to dlatego, że do samego końca miałam nadzieję, że coś się zmieni na lepsze w tej fatalnej książce. Na pozostałe części brakuje mi siły i cierpliwości. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że kolejny tom sagi o Dollangangerach okazał się kompletną klapą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zatrzymałam się na "Kwiatach na poddaszu" bo z tego co czytałam to fabuła kolejnych części jest dość wydumana i absurdalna. Na "A jeśli ciernie" szkoda mi czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. O nie, a dzisiaj akurat przyszła do mnie ta powieść, ponieważ wcześniej kupiłam już dwie pierwsze części, zatem doszłam do wniosku, że należy skompletować całą sagę. No cóż, wierzę tylko, że "Kto wiatr sieje" spodoba mi się bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem, bo pomimo tego, że już "Płatki na wietrze" niezbyt mi się podobały, kontynuowałam czytanie sagi. Niestety nie umiem pozbyć się nawyku niezostawiania nieprzeczytanych książek, serii.

      Usuń
  5. W sieci dużo jest negatywnych opinii na temat tej sagi, dlatego i ja podchodzę do niej bardzo sceptycznie i nie zamierzam po nią sięgać, tym bardziej, że mam inne ciekawsze w kolejce powieści do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w planach całą serię, więc szkoda, że pod koniec zbiera coraz gorsze opinie. Na którymś blogu przeczytałam, że czwartą i piątą część napisał już ktoś inny, ponieważ autorka zmarła. Może to wyjaśnia drastyczną różnicę w poziomach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłam tę informację i potwierdza się tylko w połowie, tzn. ostatnią część, będąca prequelem historii, czyli "Ogród cieni" napisał ktoś inny. Natomiast pozostałe cztery wyszły spod pióra pani Andrews.

      Usuń
    2. Dzięki za sprostowanie, musiało mi się coś pomieszać. W takim razie usprawiedliwienia brak dla niedociągnięć tej części.

      Usuń
  7. Ehh mam wszystkie cztery części, żadnej jeszcze nie czytałam, bo dopiero co je nabyłam, ale liczę na to, że mnie się jednak choć trochę spodobają:) Często mam zdanie odmienne od innych zwłaszcza przy książkach budzących skrajne opinie, więc może jednak saga o Dollangangerach nie będzie dla mnie stratą czasu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie pozostaję mi czekać na Twoją opinię, której, nie ukrywam, jestem bardzo ciekawa:)

      Usuń
  8. No cóż, nie czytałam tej serii, i w ogóle nie ciągnie mnie do przeczytania jej:) Chyba pierwsza część jest najlepsza, a pozostałe przeciętne,ale jakbym przeczytała pierwszą, to z chęcią i następne:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Problem większości twórców polega na tym, że tworząc kilkutomowe dzieła nie wiedzą oni, gdzie skończyć - oni, ale też ich wydawcy. Szkoda, bo pierwszy tom zapowiada się nieźle (tak, tak, jeszcze nie czytałam, wstyd ;)), a kontynuacje tylko umniejszają mu wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak z serialami, które ciągną się po 8 i więcej sezonów. Wystarczy spojrzeć na "Gotowe na wszystko", którym mniej więcej od 4 sezonu bardzo spadł poziom, a zostały skończone dopiero po 8.

      Usuń
  10. Przeczytałam 2 tomy tej sagi, a po przeczytaniu kilkudziesięciu stron trzeciego dałam sobie spokój. I choć pierwsza część zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to nie wiem, czy dokończę cały cykl.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety nie miałam okazji jeszcze czytać książek z tej serii, ale to uczynię, bo mam je już w pdfie :) Niestety tylko 3, nie 4 tomy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie czytałam żadnej książki z tej serii. Widziałam tylko film i uznałam, że tyle mi wystarczy;) Rzeczywiście szkoda, że autorka zdecydowała się pisać kolejne tomy trochę "na siłę", zamiast po prostu zakończyć całą historię.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nigdy mnie to tej sagi nie ciągnęło i pomimo tego, że pierwsze części były lepsze niż ta zupełnie nieudana ostatnia, wciąż nie mam ochoty po nie sięgać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyznaję, że cztery tomy sagi połknęłam bezkrytycznie. Pierwszy szalenie mi się podobał, każdy kolejny trochę mniej. Ale to było dawno temu, teraz podejrzewam, że moja opinia byłaby inna. Z pewnością nie tak drastyczna, ale jednak... Zauważyłam, że odkąd prowadzę bloga, oceny książek zaczęły spadać. Im bardziej analizuję książki pisząc, tym zazwyczaj gorzej dla nich. :P Ale jakby nie było - kilka lat temu saga bardzo mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja odpuściłam tę sagę po drugim tomie, który był najgłupszą książką jaką w życiu czytałam... widzę, że nic nie straciłam! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciężko jest mi się wypowiedzieć na temat tej recenzji ponieważ nie przeczytałam ani jednej części tej sagi. Po Twoim dzisiejszym poście prawdopodobnie taki stan rzeczy nie ulegnie zmianie:).

    OdpowiedzUsuń