No i pierwsza połowa
roku niemalże za nami. Szybko zleciało, co? Mnie się wydaje, że nie dalej jak
wczoraj świętowałam 25-urodziny, a tu już dzieciaki szkołę kończą i mają
wakacje. Zazdroszczę wszystkim, którzy mają więcej niż 2 tygodnie wolnego! A i
na ten upragniony urlop muszę jeszcze trochę poczekać…
Zanim przejdziemy do
sierotek, chciałabym się Wam pochwalić nawiązaniem współpracy z portalem
blogarytm, który jest zbiorem wpisów z polskich blogów w takich kategoriach
jak: publicystyka, styl życia, kultura i sztuka, i fotoblogi. Ukazało się już
kilka moich tekstów, w tym 3 na stronie głównej, co jest dla mnie bardzo
motywujące :)
No a teraz przejdźmy do
rzeczy:
książkowe sierotki:
„Podróże
życia”, wyd. National Geographic: jako, że wakacje za pasem,
obsesyjnie wręcz czytam blogi podróżnicze i nie przestaję marzyć, planować. Nie
mogłam więc obojętnie przejść wobec tej książki, która aż prosiła się, by ją
wypożyczyć :P Na „Podróże życia” składają się opisy 10 wypraw w przeróżne
zakątki świata. I tak możemy poczytać m.in. o Madagaskarze, Tanzanii,
Australii, Hawajach czy Peru. Niestety nie wszystkim autorom udało się mnie
zaciekawić, część popełniła kardynalny błąd, jedynie przedstawiając suche
fakty, dotyczące danych miejsc, a zapominając o elemencie przygody, który przecież
na pewno był. Najbardziej przypadł mi do gustu tekst Marka Tomalika o
Australii, te pan zdecydowanie potrafi rozbudzić w czytelniku chęć poznania…:) Ocena: 6,5/10.
i filmowe:
„Władza”:
mam
słabość do amerykańskich filmów, przedstawiających kulisy kampanii politycznych
i pokazujących na ekranie jak się robi polityka. Dlatego kupuję w całości
„Zmianę w grze” i lubię wracać do „Idów Marcowych”. Te wspaniałe kampanie
wyborcze to coś, czego brakuje mi w Polsce, u
nas nie ma tych emocji, a społeczeństwo w połowie nie fascynuje się tak
wyborami na prezydenta, jak Amerykanie wyborami na prokuratora stanowego (patrz
„The Good Wife”). „Władza”, co prawda, tylko pobieżnie przedstawia kampanię,
związaną z wyborami nowego burmistrza Nowego Jorku, ale za to naświetla brudne
rozgrywki polityczne i to jaki wpływ na człowieka ma władza. Niestety twórcom
nie udało się w pełni wykorzystać potencjału scenariusza, przez co film nie do
końca trzyma w napięciu. Świetnie zarysowane są za to postaci: bezwzględnego
burmistrza (Russel Crow), detektywa z przeszłością (Mark Wahlberg) i
intrygującej żony (Catherine Zeta-Jones). Ocena: 7,5/10.
„Drugie
oblicze”: może niektórzy z Was oglądali „Blue Valentine” w
reżyserii Dereka Cianfrance’a, jeśli nie, zachęcam, bo jest to naprawdę mocny i
dobry dramat. Idąc za ciosem, Derek Cianfrance nakręcił kolejny film,
poruszający trudne tematy (takie jak grzech, wina, ojcostwo, dojrzałość).
„Drugie oblicze” opowiada trzy, łączące się ze sobą historię, z których żadna
nie jest ani łatwa, ani przyjemna,. Z jednej strony mamy kaskadera Luke’a,
który zarabia na utrzymanie rodziny, napadając na banki, z drugiej gliniarza,
który ratuje dwoje obywateli przed bandytą i zostaje okrzyknięty bohaterem, ale
czy aby na pewno był to heroiczny czyn? Kto pierwszy strzelił? I jakie
konsekwencje będzie to miało dla przyszłych pokoleń? Film ciekawy i
poruszający, choć moim zdaniem ciut gorszy od „Blue Valentine”. Świetna gra
aktorska Ryana Goslinga i Bradleya Coopera. Warto. Ocena: 7,5/10.
„Życie to jest to”: kariera
Roberto Gomeza miała jeden wzlot i same upadki. Jako 17-letniemu chłopakowi
udało mu się wymyślić hasło reklamowe Coca Coli – „to jest to”. Niestety
Roberto okazał się być kiepskim copywriterem, bo nic równie dobrego nie udało
mu się już wymyślić. Nasz bezrobotny pechowiec w dodatku ulega wypadkowi, w
wyniku którego pręt wbija mu się w głowę. I tu Roberto dostrzega swoją szansę:
dzwoni do agenta, udziela wywiadów, i
sprzedaje własną śmierć. „Życie to jest to” wyśmiewa nastawiony na skandale
świat mediów i pracę w korporacjach. Do umierającego Roberta natychmiast
zbiegają się dziennikarskie hieny, jego śmierć oglądają ludzie w barach,
traktując całe wydarzenie jako rozrywkę. Nagle przypominają sobie o nim dawni
koledzy z pracy, oferując mu zatrudnienie. Umieranie na ekranie jako sposób na
sławę? Czemu nie? W końcu tego jeszcze nie było. Szkoda tylko, że reżyser nie
wykorzystał w pełni tak dobrego pomysłu i pozwolił sobie na uproszczenia. Mogło
być lepiej. Ocena: 6,5/10.
„Wielkie
nadzieje” (2012): po co było kręcić kolejną ekranizację
„Wielkich nadziei”, skoro ta z Gwyneth Paltrow i Ethanem Hawke jest bardzo
dobra? Przed seansem to pytanie nie dawało mi spokoju, ale już po obejrzeniu
filmu odpowiedź miałam gotową: by Helena Bonham Carter i Ralph Fiennes mogli
pokazać nam nowe oblicza Panny Havisham i Magwitcha. Oboje, a zwłaszcza Helena,
zagrali zachwycająco. Panna Havisham w wykonaniu Bonham Carter jest mroczna,
groteskowa i przerażająco smutna. Aktorka kradnie dla siebie każdą scenę, a
partnerujący jej Jeremy Irvine w roli Pipa i Holiday Grainger (w szerszych
kręgach znana jako Lukrecja Borgia;) wypadają blado i nudno. Filmowi w
reżyserii Mike’a Newella daleko jednak do ideału, ponadto momentami na ekranie
jest zbyt nudno i przewidywalnie. Moje nadzieje się zawiodły, a sprawdziły
przypuszczenia: „Wielkim nadziejom” brak pazura, a Helena Bonham Carter i Ralph
Fiennes sami nie uratują tonącego statku. Ocena: 6,5/10.
„Człowiek ze stali”: tak,
byłam w kinie na premierze „Człowieka ze stali”. Dobrze widzicie. Zapierałam
się nogami i rękami, by nie iść, bo nie przepadam za takimi filmami, ale mój M.
kupił bilety i skusił mnie perspektywą pysznej kolacji, więc od biedy się
zgodziłam :P Dużym plusem był ten odtwórca głównej roli Henry Cavill, którego
bardzo lubię od czasów „Dynastii Tudorów”. Wrażenia mam mieszane, jak dla mnie
było za dużo efektów specjalnych, od których bolały mnie oczy, ale fabuła nie
była tak zła, jak się spodziewałam. Trochę mi się tylko wyrwało po samym
rozpoczęciu seansu: „Russel Crow?! A co on robi w takiej szmirze?!”. Na co mój
M. odparł: „Kobieto, uspokój się, bo będę musiał się bić przez Ciebie” :P
Ocena: 6/10.
„Dzielny Despero”: dawno
nie bawiłam się równie dobrze, oglądając film animowany. Historia o myszce,
która niczego się nie bała i ocaliła księżniczkę z łap szczurów, podbiła moje
serce od pierwszych scen. Zachwyciły mnie przede wszystkim urokliwe zdjęcia
małego alzackiego miasteczka, w którym umiejscowiono akcję bajki. Strona
estetyczna nie na wiele by się jednak zdała, gdyby nie wciągająca fabuła,
dzięki której udało mi się całkowicie pochłonąć tą historią. W „Dzielnym
Despero” radość miesza się ze smutkiem, przyjaźń z miłością, a niepodzielnie
króluje przyrządzana przez znamienitego kucharza zupa. Dużo ciepła i pozytywnej
energii, piękne marzenia małej myszki o zostaniu rycerzem gwarantują seans z
uśmiechem i wspaniałą animowaną przygodę. Piękna animacja. Ocena: 9/10.
W czerwcu przeczytałam 8 książek, co jest dla
mnie wynikiem bardzo zadowalającym. Udało mi się poznać trzy pierwsze części o Pannie Marple Agathy Christie i wreszcie przeczytać „Rok 1984” Orwella, który zresztą ogłaszam książką miesiąca. Bardzo inspirującą podróż odbyłam też z Justyną i
Pauliną, i ich relacją z podróży dookoła świata. Sama pewnie nigdy nie odważę
się na taką wyprawę, więc fajnie chociaż poczytać o przygodach innych.
Filmów obejrzałam zaś
9, co jest takim sobie wynikiem, choć i tak dobrym, biorąc pod uwagę, że miesiąc
minął mi na oglądaniu w kółko „The Good Wife” i „Przyjaciół”. Największym zaskoczeniem
była chyba dla mnie animacja „Dzielny
Despero”, po której nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba. I przekornie
to właśnie „Despero” zostanie filmem
miesiąca :)
Poza tym polecam Wam też „Władzę”, „Drugie oblicze”, „Cudowne dziecko” i „Solistę”.
Nie traciłabym z kolei czasu na „Człowieka ze stali”.
Filmowe powroty: ostatnio chodził mi po głowie „Czarny łabędź" i wczoraj, w końcu, udało mi się wrócić do tego filmu. Nie muszę chyba pisać, że polecam :)
Pod względem serialowym
czerwiec był słaby. Owszem udało mi się obejrzeć świetny mini-serial – „Hitler:Narodziny zła”, ale poza tym większość miesiąca upłynęła mi pod znakiem „The
Good Wife”. Obejrzałam też kilka odcinków „Hannibala” i chyba trochę zakochałam się w
Madsie :)
Na koniec przypominam o
konkursie. Na Wasze zgłoszenia czekam do 14 lipca do 23:59.
PS Kolor oznacza link do recenzji.
Kochany Despero! ;D Uwielbiam przekonywać się, że nie tylko ja jestem wielką fanką animacji.;-)
OdpowiedzUsuńGratuluje nawiązania nowej współpracy i mam nadzieję, że będzie bardzo owocna.
OdpowiedzUsuńZ twojej listy filmów zaciekawił mnie „Życie to jest to” i muszę koniecznie go obejrzeć.
Czemu ja jeszcze nie oglądałam "Dzielnego Despero"? Może dlatego, że nie spodziewałam się, że to tak dobra bajka. :)
OdpowiedzUsuńA "Australię" Tomalika czytałaś?
Nie czytałam, bo ciągle ktoś ją wypożycza... Ale kiedyś na pewno ją dorwę:)
UsuńOglądałam "Dzielnego Despero" i podbił moje serce:)
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć "Drugie oblicze" i "Wielkie nadzieje". Uwielbiam ekranizację powieści Dickensa z 1998 roku, z Ethanem Hawkiem i Gwyneth Paltrow.
OdpowiedzUsuńCzłowiek ze stali aż taki zły? Szkoda, bo zapowiadał się nieźle. O "Dzielnym Despero" nawet nie słyszałam, ale chyba wiem co będę oglądać w przyszłym tygodniu :) U mnie filmowo i serialowo w tym miesiącu fatalnie, ale mogę to zrzucić na Ligę Światową, Roland Garros i Wimbledon.
OdpowiedzUsuńJa nie lubię w ogóle takich filmów, więc śmiało oglądaj ;)
UsuńMówisz, że Holliday Grainger źle wypadła w najnowszym filmie? Bardzo ją lubię: zarówno grę (chociaż oglądałam jedynie serial z jej udziałem), jak i niebanalną urodę. Pewnie i tak obejrzę ten film, żeby samodzielnie go ocenić. ;)
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że Heleny z kolei nie trawię. Ku mojej rozpaczy - widzę ją w każdym oglądanym filmie (np. w "Nędznikach", niestety).
Pozdrawiam serdecznie!
A ja z kolei bardzo lubię Helene, dlatego istnieje szansa, że gra Grainger jednak przypadnie Ci do gustu:)
UsuńByć może, ja tam wiele przeciętnych występów jestem w stanie wybaczyć, jeśli bardzo lubię daną aktorkę. ;)
UsuńOj to ja się lepiej nie przyznaję, że przede mną - od wczoraj <3 - trzy miesiące wolnego :) Gratuluję współpracy z blogarytmem!
OdpowiedzUsuńA co do filmów - chciałabym obejrzeć Wielkie nadzieje, ale najpierw książka, a Dzielny Despero był super! :))
To wypoczywaj i korzystaj, ile wlezie! Jeszcze tylko 4 razy będziesz miał tak długie wakacje:)
Usuń"Władzę" chętnie bym obejrzała :)
OdpowiedzUsuńGratuluję nawiązania współpracy;) Mówisz, że "Człowiek ze stali" nie był taki zły? Zastanawiam się nad pójściem na ten film do kina...
OdpowiedzUsuńNajlepiej ocenić samemu, aczkolwiek ja bym nie traciła na ten film kasy ;)
UsuńSwego czasu bardzo chciałam przeczytać "Podróże życia" - i nadal chcę, najwyżej się powkurzam przy tych słabszych tekstach:) Filmy oglądam rzadko i raczej oprócz "Wielkich nadziei" nie znalazłam w twoich sierotkach nic dla siebie:)
OdpowiedzUsuńGratuluję współpracy z blogarytmem, niech będzie owocna!
Pozdrawiam serdecznie:)
"Podróże życia" to wymarzona pozycja dla mnie:) Gratuluję współpracy:)
OdpowiedzUsuńNa początek gratuluję wyniku !:) A jeśli uwielbiasz Madsa to obejrzyj film "kochanek królowej", który kocham !
OdpowiedzUsuńZnam ten film i również mi się podobał:)
UsuńMój M. też nalega na seans Człowieka ze stali. Ależ my się poświęcamy dla tych facetów :D
OdpowiedzUsuńDokładnie :P Chociaż może oni trochę też, np. poprzez oglądanie po raz n-ty "Pamiętnika" :)
UsuńŻycie to jest to - może ten film obejrzę w najbliższym czasie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
3 miesiące wakacji przede mną więc zazdrość do woli :)
OdpowiedzUsuń