Gdy słyszymy Tarantino,
myślimy: krew, świetne dialogi i nietuzinkowa fabuła. Można więc chyba
powiedzieć, że Quentin Tarantino to już swoista marka, którą albo się uwielbia,
albo nienawidzi. Jego filmy są tak charakterystyczne, że nawet gdyby puszczono
nam fragment któregoś i nie wiedzielibyśmy, kto jest reżyserem, bez mrugnięcia
okiem odpowiedzielibyśmy: tu widać robotę starego dobrego Quentina.
Podobnie jak w
„Bękartach wojny” Tarantino na tapetę wziął historię. Po spektakularnym
spaleniu Trzeciej Rzeszy, przyszła pora na rozprawienie się z niewolnictwem w
okresie przed wojną secesyjną. I tak zanim wybuchnie potyczka pomiędzy Północą
a Południem, dr King Schultz (w tej roli nominowany do Oscara i absolutnie
uwielbiany przeze mnie Christopher Waltz) uwolni jednego z niewolników i uczyni
go łowcą głów. Django, obdarzony ciętym językiem i celnym okiem, pomaga
Schultzowi w namierzeniu braci Brittle. Po wykonaniu zlecenia mężczyźni zaprzyjaźniają
się i razem zabijają złych białych. Knują także misterną intrygę, mającą na
celu odzyskanie ukochanej Django - Broomhildy - z plantacji zepsutego i
obrzydliwie bogatego Calvina Candie.
„Django” gatunkowo
wpisuje się w western i jest też swoistym hołdem dla tego gatunku. Nie brakuje
tu jednak scen rodem z najlepszych filmów Tarantino: krew leje się więc
strumieniami, są bardzo brutalne sceny, niezapomniane dialogi, komizm, świetny
montaż i nietuzinkowe postaci. Jednocześnie jednak nie jest to dzieło na miarę
„Bękartów wojny”. Owszem „Django” to kawał solidnego kina i zdecydowanie jeden
z najlepszych filmów minionego roku. Pod tym względem więc nominacja do Oscara
nie jest żadnym zaskoczeniem, jednak film ma nudne momenty, są to dosłownie
chwile (można by rzecz chwilunie), ale m.in. przez nie miejscami seans się
dłuży.
Najciekawszą postacią
filmu jest doktor King Schultz – były niemiecki dentysta, który specjalizuje
się w zabijaniu poszukiwanych listami gończymi. King Schultz to wypisz wymaluj
Hans Landa z „Bękartów wojny”. Obaj bohaterowie są tak do siebie podobni, że
właściwie mogliby stanowić jedność. Z kolei Calvin Candie to bogaty plantator,
bezlitośnie wykorzystujący niewolników, frankofil, nieznający jednak
francuskiego, psychopata, zafascynowany antropologicznymi teoriami, które
wykorzystuje, by udowodnić wyższość rasy białej nad czarną. Po ogłoszeniu
nominacji do Oscarów, przeczytałam wiele komentarzy typu: a gdzie nominacja dla
DiCaprio? Na usta ciśnie mi się jedno: a dlaczego miałby ją dostać? Aktor
zagrał poprawnie, ale niczym nie zaskoczył. Nie wykreował postaci na miarę
Schultza i miał raptem jedną niezapomnianą scenę (tę, w której tłumaczy swoje
teorie, jednocześnie krojąc czaszkę). Nie zachwyciła mnie także gra Jamie’go
Foxa, czyli tytułowego Django. Znam tego aktora z roli Raya Charlesa, która
była absolutnie wyjątkowa, i porównując obie postaci, trudno nie zauważyć, że
Jamie jako Django gra fenomenalnie, ale tylko przez pierwszą połowę filmu.
Genialny był za to Samuel L. Jackson w roli nieufnego i wiecznie knującego
Stephena.
„Django” zdecydowanie
nie jest szczytowym osiągnięciem Tarantino, choć i tak jest to rewelacyjny
film. Do „Bękartów wojny” jednak trochę mu brakuje, zarówno fabularnie, jak i
aktorsko. Pewnie, gdyby reżyserem był ktoś inny, oczekiwania byłyby mniejsze, i
padałyby wyłącznie słowa zachwytu. Tarantino jednak, choćby po „Pulp Fiction”,
ma tak wysoko ustawioną poprzeczkę, że czasem trudno mu ją przeskoczyć. Mówiąc
żartobliwie: „Django” odrobinę zabrakło, by przeskoczyć na drugą stronę, został
ciut pod poprzeczką, co nie oznacza jednak, że nie jest to jeden z najlepszych
filmów 2012 roku.
Ocena: 9/10.
Osobiście nie przepadam za westernami i omijam takie filmy z daleka, ale mój tatko bardzo lubię je oglądać, więc jemu wspomnę o „Django”.
OdpowiedzUsuńChristoph Walz był świetny jako Hans Landa, szkoda, że w Django to powtórka z rozrywki...Film mam w planach na najbliższe tygodnie, ale Twoja recenzja odrobinę ostudziła mój zapał.
OdpowiedzUsuńKing Schultz w podobny sposób mówi i gestykuluje, ale jest dobry w odróżnieniu od Hansa Landy. A film jest świetny, choć nie jest to szczyt możliwości Tarantino.
UsuńAaaa, koniecznie muszę obejrzeć film! Jestem ciekawa, czy będę miała odczucia podobne do Twoich - i muszę sobie zapamiętać wszystko, co miałaś tu do powiedzenia, żeby ewentualnie porównać!
OdpowiedzUsuńKurczę, jednak miałam nadzieję, że Tarantino pobije sam siebie...:/
Pozdrawiam serdecznie:)
Koniecznie napisz, jak Ci się podobało! Ciekawa jestem bardzo:)
UsuńTez jestem już po seansie i zgadzam się z Tobą. Czegoś zabrakło, ale mimo wszystko film jest rewelacyjny. Uwielbiam momenty, w których Tarantino występuje we własnych filmach, dlatego tez ucieszył mnie jego niewielki epizodzik. Christoph Walz to geniusz. Szkoda mi cokolwiek o nim pisać, bo jego talent mówi sam za siebie. Mnia akurat oczarowała rola Jamie’go Foxa. A jak zobaczyłam go w tym niebieskim kubraczku, to myślałam, że się przewrócę :D Zapomniałaś wspomnieć o muzyce, która jest u Tarantino zawsze doskonale dopracowana. Tak też było w tym przypadku. Polecam wszystkim wielbicielom twórczości Quentina!!!
OdpowiedzUsuńHaha, ja również nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, gdy zobaczyłam go w tym stroju:))) Wiedziałam, że o czymś zapomniałam :P
UsuńNigdy nie przepadałam za "mordobiciem" w filmach, litrami krwi i ciągłym strzelaniem, ale filmy Tarantino zawsze będą dla mnie wyjątkiem od reguły. :):) "Django" nadal przede mną.
OdpowiedzUsuńU mnie to również wyjątek :) Jedyny. Bo nie lubię nawet filmów akcji.
UsuńChętnie obejrzałabym ten film w kinie, ale właśnie zaczynam sesję i obawiam się, że nie będę miała czasu :(
OdpowiedzUsuńA mi tam krew nie przeszkadza. ;) Raczej nie przepadam za westernami, ale ta obsada! Aż trzeba obejrzeć. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Waltza. :)
OdpowiedzUsuńTarantino tak łatwo sukcesu "Pulp fiction" nie powtórzy i szczerze mówiąc nawet nie liczę na to zabierając się za "Django", ale nastawiam się na kawał dobrej rozrywki i podejrzewam, że taką dostanę.
Ciekawa jestem roli DiCaprio. Tym bardziej, że ja go bardzo lubię (jeśli uda mi się zapomnieć "Titanica" :P), a Ty marudzisz, że się nie popisał. ;)
Ależ ja uwielbiam DiCaprio i uważam go za jednego z najlepszych aktorów swojego pokolenia:) W "Django" jednak nie zrobił szału, Waltz go przyćmił.
UsuńJa nie zdecydowałem się na wystawienie oceny, bo przyznam, nie wiem jaką mógłbym dać. Przed seansem bałem się tego filmu. Tarantino dla mnie w ostatnim czasie zdecydowanie zaniżył poziom. Fatalny Death Proof i mocno przeciętne Bękarty Wojny sprawiały, że po Django spodziewałem się podobnego poziomu. A tu na szczęście bardzo pozytywne zaskoczenie. Humor, humor i jeszcze raz humor. Bawiłem się znakomicie. Może film troszkę za długi i miejscami nużący, ale wiele znakomitych scen wynagradza tę wadę. Dla mnie jest więc to najlepszy film Tarantino od lat. Ale widzę, że dla Ciebie Bękarty były lepsze. Ja jeśli już zgodzę się, że do jakichś filmów brakuje Django, to wlaśnie do Pulp Fiction, Wściekłych psów czy nawet Kill Billa. Ale nad ostatnimi filmami Tarantino, moim zdaniem Django zdecydowanie góruje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No mnie się "Bękarty wojny" troszkę bardziej podobały, bo dałam im aż 10/10 i oglądałam już kilka razy. Brad Pitt, mówiący po włosku to mistrzostwo świata :P No i ten Hans Landa w wykonaniu Waltza :)
UsuńTarantino samym nazwiskiem przyciąga widzów do kina i swoich produkcji i tych lepszych i gorszych. Skoro ogólnie Ci się ten film podobał, to dlaczego nie? Po sesji na pewno obejrzę!
OdpowiedzUsuńByłam wczoraj na Django i zgadzam się w zasadzie ze wszystkim, co tu napisałaś oprócz jednego. Jak dla mnie Waltz zagrał właśnie zupełnie inaczej niż w "Bękartach...", pokazał zgoła inną, równie świetną twarz, ale są to dla mnie tak różne postaci i tak różne interpretacje, że ciężko mi je porównywać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam reżysera, film był świetny, ale rzeczywiście były mini momenty, kiedy się lekko dłużył. Ogólnie rzecz biorąc, podobał mi się ogromnie i nie zawiódł moich oczekiwań, ale wiem, że Tarantino potrafi jednak więcej :)
Zgadzam się, że Schultz i Landa to całkowicie odmienne postaci, ale sposób mówienia i gestykulacji mają podobny, stąd też moje twierdzenie. Mnie też się "Django" ogromnie podobał, maksymalnej oceny nie mogłam jednak dać, bo jednak "Bękarty" mi się bardziej podobały. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńOglądałam tylko jeden film Tarantino i nie jestem jego fanką (lejąca się krew trochę mnie odrzuca). Biorąc pod uwagę Twoją dość krytyczną postawę do tego filmu i że mimo tego wystawiłaś mu ocenę 9 to, hym, trochę mnie to zaskoczyło ;P To jakie są lepsze filmy tego reżysera? No nie wiem, jakoś mimo wszystko nie mogę się przekonać do Tarantino. W "Django" najbardziej jestem ciekawa roli DiCaprio, ale nie na tyle by wybrać się do kina. Zwłaszcza, że jak ppiszesz nie była genialna ;)
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, bym krytycznie napisała o tym filmie. Ponarzekałam jedynie na to, że DiCaprio zagrał poprawnie i Fox nie błyszczał. Poza tym momentami się seans dłużył, ale to były dosłownie chwilunie. "Django" to rewelacyjny film, który spodoba się fanom Tarantino, ale nie jest to jego najlepsze dzieło. Ja kocham "Bękarty wojny" i "Pulp Fiction" i im daję 10/10, stąd też 9 dla "Django".
UsuńRozumiem. Ogólnie chodziło mi o to, że skoro nawet słabszy (czy mniej rewelacyjny) film tego reżysera oceniasz tak wysoko(9/10!), to jak dobre muszą być te najlepsze? Zastanawiałam się nad tym w kontekście mojej nieznajomości filmów Tarantino, czy warto się mimo wszystko z nimi zapoznać. Ale wydaje mi się, ze może to być kwestia osobnicza i że nie każdy może je odebrać równie dobrze (dla mnie dużym problemem jest przemoc).
UsuńJa również nie lubię takich filmów, ale Tarantino to wyjątek. Jego kino jest pełne przemocy, krew leje się strumieniami, ale dużo w tym ironii i śmiechu, co stanowi świetną mieszankę:)
Usuń