Witajcie
w Sledwai, najbardziej schorowanym miejscu w całej Camonii, a może i na
świecie! Miasteczku, w którym aptek i lekarzy jest więcej niż sklepów z
żywnością, gdzie nikt się nie śmieje, lecz każdy biadoli i życzy sobie, i innym
szybkiego powrotu do zdrowia. Wyobraźcie sobie miejsce, gdzie nawet domy
wyglądają na chore, a ich mieszkańcy? Eh, szkoda gadać! Próżno szukać drugiego
zbiorowiska tak zasmarkanych i zakichanych ludzi! I chociaż przeraźnice robią,
co mogą, by uzdrowić sledwańczyków, to nie mają szans w starciu z miejskim
przeraźnikiem Eisspinem, żywym uosobieniem najgorszych koszmarów…
W
tym mieście zarazków wydarzyła się właśnie kolejna tragedia: zmarła stara
Florcia, osieracając krotka Echo. Zapytacie, co ja piszę? Przecież kroty już
dawno wyginęły! A rzekomo jedyne, co po nich zostało, to ich dalecy potomkowie
koty, istoty jednak wielce niedoskonałe. Jeden krot jednak ocalał i żył sobie
spokojnie w Sledwai, do czasu, aż stanął na drodze przeraźnika, a ten niczego
na świecie nie pragnął równie mocno, jak krociego tłuszczu, który połączony z
innymi składnikami umożliwiłby mu życie wieczne… Zmizerniały i wygłodniały
Echo zawiera z Eisspinem diabelski pakt, którego zwieńczeniem ma być
poderżnięcie mu gardła.
Ta
makabryczna baśń rodem z Braci Grimm to wyrafinowana uczta literacka. Cykl
camoński Waltera Moersa absolutnie nie jest skierowany do dzieci, zbyt dużo tu
okrucieństwa, a także nawiązań, które wychwyci tylko wprawny czytelnik.
Wyobraźnia Moersa wydaje się być nieco nieokiełznana i zapędzać autora w
ciekawe, ale też przerażające rejony, a sama Camonia to miejsce tak
fascynujące, że żal mi było je opuszczać. Bo w „Kocie alchemika” nie tyle ważna
jest akcja, co fantastyczne opisy miejsc, potraw i stworów. Za każdym rogiem
kryje się jakaś niespodzianka, a tu Zaułek Przeraźnić, Kumaczy Las, Miodowa
Dolina Demonicznych Pszczół, tam Śnieżnobiała Wdowa, skóroperze i największy
przysmak Echo – krocimiętka. Moers niczym najlepszy malarz wymalował w mojej
głowie obraz Sledwai, opisując ją z takim humorem i ironią, że nie sposób było
się nie uśmiechnąć do samej siebie.
Piękne
wydanie Wydawnictwa Dolnośląskiego uzupełniają rysunki autora, dzięki czemu
możemy zobaczyć choć kawałek Camonii. Czylę czoła przed tłumaczką, która poza
wykonaniem świetnego tłumaczenia, napisała też kilka ciekawostek w posłowiu. No
i z niecierpliwością czekam na kolejną część cyklu, a także ubolewam nad tym,
że tak mało osób w Polsce zna twórczość tego wybitnego niemieckiego pisarza. I
tak sobie myślę, że chętnie wróciłabym raz jeszcze do Księgogrodu...
Ocena:
8,5/10.
Aaaa, jak dla mnie - bomba! Jak to się stało, że dotąd nie zwróciłam uwagi na prozę Moersa?
OdpowiedzUsuńNiestety nie czuję się przekonana. Jakoś nie przemawia do mnie fabuła, mimo że najeżona jest nawiązaniami i ciekawymi spostrzeżeniami. Raczej odpuszczę sobie tę książkę.
OdpowiedzUsuńKsiążki Moersa są dość specyficzne, rozumiem więc, że możesz czuć się nieprzekonana.
UsuńRysunki autora są doskonałą atrakcją dla całej fabuły książki „Kot alchemika” i chociaż jej historia nie do końca mnie przekonuje, to jednak myślę, że dam jej szansę poznania, jeśli nadarzy się tylko taka okazja.
OdpowiedzUsuńFascynujące! Nie sięgam raczej po podobne lektury, ale Twoja recenzja pochłonęła mnie do reszty. Nie słyszałam wcześniej o Moersie, ale teraz rozejrzę się za jego książkami :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zachęciłam, bo naprawdę warto:)
UsuńNo nie, będę musiała iść dziś do biblioteki, żeby wypożyczyć "Kota alchemika"! A kiedy ja to wszystko przeczytam? :)
OdpowiedzUsuńCiągle zadaję sobie to pytanie :P Od "Kota alchemika" nawet lepsze jest "Miasto Śniących Książek".
UsuńPierwsze słyszę o tej książce... Musze ja mieć!!!
OdpowiedzUsuńW dedalusie można kupić za 12-15 zł.
UsuńNie słyszałem wcześniej o tym autorze i jego twórczości, ale po przeczytaniu Twojej recenzji myślę, że może to być ciekawa pozycja. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOoo! Moers u Ciebie zawitał. Jak mnie to cieszy! :) Ja do tej pory czytałam tylko "Rumo i cuda w ciemnościach" jego autorstwa, ale "Miasto śniących książek" też czeka na swoją kolej. :) A potem oczywiście będzie i "Kot alchemika". :) Uwielbiam ten klimat, który buduje w swoich powieściach, jest przecudny! :)
OdpowiedzUsuńJa oprócz "Kota alchemika", znam właśnie "Miasto Śniących Książek" jeszcze, a "Ruma..." już kupiłam, więc już się szykuję na kolejną ucztę literacką :)
UsuńMyślę, że ta książka mogłaby należeć do moich ulubionych. Rozejrzę się za Panem Moersem:)
OdpowiedzUsuń"Miasto Śniących Książek" totalnie mnie pochłonęło i od dawna mam ochotę na kolejne spotkanie z Moersem...Już się nie mogę doczekać lektury "Kota alchemika":)
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu mam zamiar zapoznać się z książkami tego autora. Już nie mogę się doczekać:)
OdpowiedzUsuńCudny! Wspaniały! Uwielbiam. :)
OdpowiedzUsuńI "Miasto zaginionych książek" też. I przygody Kapitana Misia.
Tylko "Rumo..." jest poza moim zasięgiem. :(
O! "Kapitana Misia" nie mam jeszcze na półce! Dobrze, że mi przypomniałaś:)
UsuńWidziałam ostatnio tę książkę w księgarni, ale mimo tego, że lubię koty (głównie dlatego zwróciłam na nią uwagę) to chyba nie moje klimaty. Książka rzeczywiście ładnie wydana, choć akurat mnie to odrzuca, gdyż mam w głowie jakieś takie uprzedzenie, że ładne wydanie przykrywa brak treści. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je zwalczyć ;)
OdpowiedzUsuńTylko komu potrzebne wieczne życie? Mnie nie bardzo, ale większość 'czarnych charakterów' z książek i filmów raczej nie podziela tej opinii. No proszę, spodziewałam się bajki dla dzieci, a tu coś trochę innego ;))
OdpowiedzUsuń